Go down
Rocky Roseberry
Rocky Roseberry
Pseudonim : Sienna
Wiek postaci : 24
Zawód : Sanitariusz
Moc : Hemokinezy
Rejestracja : 21/09/2022
Punkty : 14
Liczba postów : 18

Informator
Grupa krwi: A-
Procent mocy:
Rocky Sienna Roseberry K3GW5YW90/100Rocky Sienna Roseberry UdWvTHi  (90/100)
https://the-gifted-pbf.forumpl.net/t165-rocky-sienna-roseberryhttps://the-gifted-pbf.forumpl.net/t740-rocky-s-roseberry#1488https://the-gifted-pbf.forumpl.net/t741-rocky-s-roseberry#1489

Rocky Sienna Roseberry Empty Rocky Sienna Roseberry

Sro Wrz 21, 2022 1:28 pm

ROCKY SIENNA ROSEBERRY

tumblr_m9k28o9V9b1qh1iu4o1_500.gif

Informacje

urodzona w Australii 19.01.1994 roku, mieszka w Olympii od dwudziestu jeden lat, nie licząc krótkiej przerwy na studia w Seattle, kiedyś przynależała do Bractwa, gdzie piastowała stanowisko Sanitariusza, wizerunku użycza Lisa Marie Origliasso

Historia

Australia, jaką zapamiętałam i która gości w moim sercu to pustynie, góry, a nawet lasy deszczowe. Tak dobrze słyszycie, Australia to nie tylko czerwone pustynie, ale też przepiękne lasy deszczowe. Wiedzieliście, że nawet jej nazwa świadczy o tym, że to raj, bo po przetłumaczeniu z łaciny znaczy, “nieznany południowy raj”. Dla mnie był to raj, wspaniałe rafy koralowe z milionem różnych gatunków ryb. Pustynie, na których mimo piasku i suszy było życie. Zwierzęta, których nigdzie indziej nie znajdziecie. Najbliższe jednak były mi lasy deszczowe. Na jednej z wycieczek z dziadkami odwiedziliśmy Bruno Torfs’a i jego, “Ogród Sztuki”. Po tym dniu mężczyzna był moim idolem, na której nie brak ludzi wartych podziwiania i inspirowania się nimi. Ogród Bruno oglądałam nie raz, bo mieścił się on niedaleko domu dziadków, ale od początku.
Nie lubię mówić o swoich narodzinach ani też w ogóle o tym co było przed tym. Jak moi rodzice się poznali, ile ze sobą chodzili, za nim stanęli przed ołtarzem, wyznając sobie miłość. Nie lubię, bo mnie przy tym nie było. Nie wiem czy poród odbył się bez komplikacji? Ile godzin trwał? Na wiele innych pytań nie znam odpowiedzi. Jedynie wiem tyle ile powiedzieli mi rodzice. O tym, że urodziłam się 19 stycznia 1994 roku w Australii małej miejscowość o której pewnie nikt z was nie słyszał, a może słyszeliście o Marysville w stanie Wiktoria. Jeśli tak…? To pewnie wiecie co nie co o mojej rodzinnej miejscowość. Wszystkie informacje o moich narodzinach wiedziałam właśnie od rodziców. Musiałam wierzyć im na słowo, bo jak już mówiłam byłam za mała by wiedzieć. Takie informacje jak to, że jestem starsza o dzień. Dobra może trochę przesadziłam tak naprawdę o kilka minut, a to, że ja urodziłam się dziewiętnastego, a moja siostra dwudziestego to tylko przypadek. Ponieważ przyszliśmy na świat w okolicy północy, ja kilka minut przed, a Ricky po. Stąd ta różnica dniowa w naszych metryczkach urodzenia. Niby bliźniaczki, a urodzone w dwóch różnych dniach. Od maleńkiego rodzice starali obchodzić nasze urodziny o północy, by każda z nas miała przyjęcie w dniu w którym się urodziliśmy. Uczyli nas szacunku wobec siebie i innych. Po prostu starali się nam wpoić zasady moralne. Spytacie mnie skoro nie mam wspomnień z tego okresu, to czy jest coś co pamiętam. Ale owszem jest… Pamiętam zapach perfum mamy, kołysankę jaką śpiewała nam do snu, zapach papierosów taty, który próbował tuszować wodą kolońską. Jednak to wszystko to tylko maleńkie rzeczy nic nie wnoszące do naszej historii.
Kiedy skończyłam cztery lata rodzice postanowili opuści rodzinne strony i wyjechać z Australii do Stanów, a dokładnie do małej miejscowość Olympii. Spytacie czemu? Odpowiedź była prosta za lepszym życiem, za pieniędzmi. To chyba standardowe powody dlaczego ludzie decydują się wyjechać w nieznane. Co na to ja i Ricky? Nam nie przeszkadzała zmiana środowiska, wtedy najważniejsze dla nas było by mama i tata byli z nami. Jednak każdego roku przyjeżdżaliśmy do dziadków na wakacje. Którzy pokazywali nam piękno Australii. To właśnie babcia zaprowadziła mnie do cudownego ogród Bruno Torfs’a, który zainspirował mnie do rzeźbiarstwa i ogrodnictwa. Zaraz po powrocie do domu kupiłam, a raczej rodzice kupili mi kilkanaście książek na ten temat. Cóż miałam wiele zainteresowań, bo chciałam w pełni zagospodarować swój czas. Na początku marzyłam by zostać biologiem, później super bohaterem, aż skończyło się na lekarzu i tego się trzymam do dziś. Chciałam nim zostać, by nieść ludziom pomoc i nadzieję. Dlatego przykładałam się w szkole, by mieć jak najlepsze oceny. Teraz wiedziałam, że jeśli chce być lekarzem muszę być najlepsza. Przegrana nie wchodzi w grę… Chodziłam na masę zajęć pozalekcyjnych takich jak biologia, chemia i wiele nie. Angażowałam się w wiele zajęć pozalekcyjnych tylko dlatego, że dobrze będą wyglądać w podaniu na uczelnie. Jednak w tej całej pogoni za marzeniem nie zapomniałam o swoim małym hobbim. Praca w ogrodzie oraz rzeźbienie drewnie mocno mnie odpręża lubiłam spędzać czas na świeżym powietrzu. Z tego powodu nasz ojciec, który był stolarzem wybudował nam domek na drzewie. Wracając do ogrodnictwa i roślin miałam z kim o tym porozmawiać, ponieważ moja babcia była botanikiem. Cały czas online rozmawiałam z nią o roślinach i właściwościach leczniczych.
W wieku dwunastu lat dostałam od rodziców zestaw zielarza. Dzięki któremu mogłam poszerzać swoją wiedzą o roślinach i łączyć ją z chemia, medycyną. Tworząc własne maści lecznicze od maści na rozgrzewających, aż po różne wywary w tym nasenny. Uparcie dążyłam w tym kierunku zwłaszcza, że miałam wsparcie w rodzinie. Już w szczególność w mojej siostrze, która nie pozwalała mi się poddać. Kiedy ogarniały mnie chwilę zwątpienia, bo coś mi nie wychodziło. Potrafiła mną potrząsnąć i ustawić mnie do pionu. Zawsze wspierała mnie i dodawała mi odwagi oraz siły. W głowie zapadły mi jej słowa, którymi kierowałam się w dążeniu do spełnienia swoich celów: ,,Marzenia są w nas nie trzeba nic tylko chcieć…”
Dobra bo ja się tutaj rozpisuje o głupotach i swoich marzeniach i o tym jakim kujonem byłam, a wy chcecie wiedzieć w jaki sposób zyskałam swoją moc…
Wszystko zapoczątkowały wydarzenia w Australii, kiedy to 7 lutego 2009 wybuchł pożar, w którym zginęli moi dziadkowie. Jak doszły do nas te smutne wieści wraz z rodzicami pojechaliśmy, by dopełnić wszelkich procedur. Przeraził mnie widok tych wszystkich ludzi rannych, którzy potrzebowali pomocy i przeżyli piekło. Zaraz po powrocie skupiłam się na tym, by znaleźć uczelnie, by móc pomagać ludzi. Nie czuć tej bezradność, jaką czułam na miejscu tej katastrofy. Znalazłam uczelnie University of Wshington była nawet niedaleko naszego domu. Chcieliśmy poczuć trochę samodzielności, dlatego zamieszkaliśmy w akademiku oraz załapałam się na staż w miejscowym szpitalu. Miałam jedną najważniejszą zasadę: nie angażować się emocjonalnie w choroby pacjentów. Oddzielać współczucie od obowiązków. Jednak widok poparzonego dziecko, chyba każdego by poruszył. Patrząc na cierpienie tej dziewczynki widziałam swoich dziadków. Chciałam ulżyć jej wyczerpaniu, pomóc wyzdrowieć, by mogła znowu bawić się z innymi dziećmi. Jednak jedyne co mogłam dla niej robić to podawać leki i dotrzymywać towarzystwa. Byłam tylko stażystką, a jej stan był ciężki nie miałam uprawnień, by robić coś więcej. Pewnego wieczora gdy malutka poprosiła bym jej poczytała za nim przyjdą rodzice. Usiadłam przy niej i zaczęłam czytać książkę ,,Mądre bajki”. Zbiór ciekawych opowiadań, które przekazują ważne prawdy, mówią o wartościach. Właśnie stan dziewczynki się pogorszył, była potrzebna natychmiastowa operacja. Lekarze wraz z pielęgniarkami dość szybko przygotowali salę i dziecko do operacji. W czasie której doszło do krwotoku wewnętrznego. Główny prowadzący lekarz wykrzykiwał polecenia oraz gorączkowo próbował zatrzymać krwotok. Jedna z asystującej pielęgniarek odeszła od dziewczynki. Z przyczyn osobisty jej miejsce zajęłam ja, chciałam pomóc temu dziecku. Czułam z nią pewną więź nie mogłam ot tak pozwolić jej umrzeć. Zwłaszcza, że tam za drzwiami czekali jej rodzice. Właśnie wtedy cała krew ta ustała w miejscu, a lekarz natychmiast zauważył to co właśnie się stało. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i kazał mi nie przerywać tego co robię, a sam dokończył operacje. Byłam tym wszystkim przerażona zabrałam dłoń z dłoni dziewczynki tak jakby poraził mnie prąd, jak tylko sytuacja była opanowana. Nawet nie wiedząc co tutaj miało miejsce oraz, że kręciło mi się głowie wybiegłam z sali mijając rodziców dziewczynki. Powiedziałam im, że lekarz wszystko im przekaże. Byłam przerażona, bo nie wiedziałam jak to w ogóle możliwe. Wyszłam na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Spojrzałam na swoje dłonie, bo jeszcze do mnie nie docierało, że to ja zatrzymałam krew. Chciałam tylko by ona przestała lecieć, zatamować to całe krwawienie, aby operacja się udała. Lekarz wyszedł za mną na zewnątrz zaproponował papierosa i wyjaśnił to co miało miejsce. Wyznał również, że on też posiada dar potrafi kontrolować ból. Sprawiać, że ktoś nie czuje bólu bądź odczuwa go.
Całe to wydarzenia utrzymałam wraz z lekarzem Chrisem w tajemnicy. Bałam się, że ktoś może uznać to co robię za niemoralne. Zakażą mi pomagać ludziom, a to było częścią mnie nie mogłam przestać tego robić. To tak jakby odrzucać część siebie i żyć w niezgodzie ze samą sobą.
Najtrudniej było mi ukrywać wszystko przed moją siostrą bliźniaczką, bo do teraz nie mieliśmy żadnych tajemnic przed sobą, a nie mogłam jej powiedzieć. Zwłaszcza, że miałam w sobie wyrzuty sumienia, że wymusiłam na niej studiowanie w Seattle. Cały czas pomagałam ludziom w szpitalu, leczyłam ich małe ranny za pomoc swojego daru sprawiłam, że krew szybciej krzepła, a ich rany się goiły. Dbając o to, by nic nie wydawało się podejrzane. Zazwyczaj używałam mocy gdy spali łatwiej było mi opuści ich sale nie mówiąc nic nikomu. Skoro nikt nie złapał mnie za rękę to znaczyło, że nie ma jak mnie połączyć z tymi incydentami. Nie tylko w pracy korzystałam z mocy często sama w domu powodowałam zranienia. Po tylko by je uleczyć. Czasem coraz większe ran udawało mi się zagoić. Za każdym razem, gdy komuś pomogłam używając swojego daru czułam się spełniona.
W czasie studiów poznałam ,,Przystojniaka" (tak się do niego zwracałam) był mężczyzną moich snów. Posiadał wszystkie cechy jakie mi się podobały wśród mężczyzn: urok, charyzma, poczucie humoru oraz cudowne zielone oczy niczym pastwisko o wschodzie słońca. Niestety sen nie trwał długo, bo on po skończeniu studiów zdecydował się przystąpić do wolnych lekarzy i wyjechać do Afryki. Tam chciał pomagać ludziom potrzebującym lekarza. Najgorsze nie było to, że mnie zostawił, bo wiedział iż ja nie jestem gotowa wyjechać. Jednak było to w jaki sposób wyjechał. Nic nie mówiąc ani nie pisząc, tylko zabijając bez słowa wyjaśnienia. Jedynie był na tyle łaskawy, by przez naszego wspólnego znajomego mnie poinformować. Twierdząc, że tak będzie lepiej oraz nie dając mi możliwość odniesienia się do tego. Gdy się dowiedziałam czułam smutek, żal tak jakby mi czegoś brakowało. Obwiniałam samą siebie, że to była moja wina. Czasem żal i smutek zniknęły na ich miejsce pojawiła się złość. Jednak i ona dość szybko uleciała. Teraz sobie jakoś radzę każdego dnia powtarzając, że nie będę za nim tęsknić, że go już nie kocham i jest dobrze. Oszukiwałam siebie, że zapomnę go szybko i łatwo, tak jak śniadania do pracy. Przecież nie był mnie wart skoro nie miał na tyle odwagi, by samemu mi powiedzieć o swojej decyzji. Czasem bywają dni, kiedy pojawia się myśl, że może napisze. Jednak i ona szybko pęka jak bańka mydlana. Mój świat się nie zawali przez jego odejście będzie taki sam jak zawsze. Tylko bez jednej osoby, ale mam przy sobie Ricky. Która teraz przeżywa własną miłość z niejaką Sam… Całym swym serduszkiem kibicuje, aby im wyszło i żyły długo i szczęśliwie. W końcu od tego są starsze siostry, by dopingowały swoje młodsze nawet jak czasem bywają wrzodem.
Skoro mowa o Ricky to nie tylko ja posiadam w sobie gen X, ale również ona, u której uaktywnił się rok później. Jednak o tym i swojej BIG LOVE sama wam opowie bardziej szczegółowo. Gdyż jak już mówiłam nie lubię mówić o rzeczach, które nie dotyczą mnie bezpośrednio. To tak jakbym plotkowała o kimś nie znając szczegółów jedynie widząc niewielki zarys. W końcu gdy brakuje puzzli to nie widzimy jaki obrazek przedstawiają więc jak możemy go opisywać. Podobnie jest z rzeczami, które dotyczą innych, a nie nas samych. Powinniście jedynie wiedzieć tylko to, że po wszystkim okłamałam Ricky. Powiedziałam jej, że mój dar ukazał się tydzień temu, a tak naprawdę stało się rok temu. Czemu skłamałam? Z poczucia winny, że jej od razu nie powiedziałam. Jednak po tym wszystkim nie takiej reakcji się spodziewałam. Jasne myślałam, że może być tym wszystkim przestraszona, nie pojmować jak, dlaczego… bo ja tak się czułam po odkryciu swoich zdolność. Nie spodziewałam się, że będzie chciała uciekać do naszego rodzinnego miasta. Zastanawiało mnie przed czym ona chcę uciekać, a może przed kim? Przecież to tutaj mamy tak naprawdę życie… Ja mam staż w szpitalu i robię to o czym zawsze marzyłam, a ona ma tutaj znajomych i oczywiście miłość Sam.
Jednak to była jej decyzja, a ja nie mogłam na niej niczego wymuszać. Zwłaszcza, że nie byłam z nią do końca szczera, a po za tym to był jej wybór. Chociaż nie rozumiałam czym się kieruje uciekając, bo jak dla mnie to była ucieczka. Nie tylko to było dziwne, bo Ricky upierała się by nie wracać do rodziców. Tylko zamieszkaliśmy w naszym starym domku na drzewie. Rodzice tam nie zaglądali, a że było kawałek w lesie to nie widzieli nas. Nie rozumiałam czemu upiera się grać tę szopkę, że niby nadal mieszkamy w Seattle. Tłumaczyła tym, że nie chcę ich martwić, ale czy mieli ku temu powody. Obie skończyłyśmy studia. Więc raczej ucieszyli się by naszego powrotu, ale nie dyskutowałam z Ricky. Tylko się zgodziłam. Sama wracałam do Seattle, bo może skończyłam studia, ale miałam przed sobą wyrobienie kwalifikacji, a z tego nie miałam od tak zrezygnować. Zdecydowałam się w iść w kierunku chirurgii. Może Chris miał w tym swój udział? A może zainspirowała mnie do tego operacja i to co na niej się stało. Tak więc kiedy Ricky poświęcała cały swój czas na trenowaniu siebie i swojego ciała. Ja skupiłam się na tym by jednak doprowadzić swój plan do końca. Nigdy nie zrezygnowałam ze swoich celów i tak było i w tym przypadku. Mieszkaliśmy w Olympii już trochę czasu, a Ricky udało się nawiązać kontakt z kimś z jakiegoś bractwa mutantów. Jak mi o tym opowiedziała, że chce byśmy do nich dołączyli i zamieszkały w tym całym bractwie. Przez chwilę popatrzyłam na nią jak na wariatkę, bo nie miałam pojęcia czym się oni zajmują oraz czy to rzeczywiście odpowiednie dla nas miejsca. Moja siostra wiedziała, żeby mnie przekonać to potrzebuje kilku argumentów, których nie będę mogła obalić. Więc postawiła na swoim i wraz z nią dołączyłam do bractwa w którym jesteśmy już trzy lata. Przez pewien czas nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Na początku po prostu pomagałam komu się da jednak... Jednak w życiu każdego człowieka czy też mutanta bywa taki dzień, który wpływa na jego przyszłość. Właśnie nastał taki dzień, że kiedy byli potrzebni dość duża liczba medyków wtedy nie czekając na nikogo pozwolenie zaczęłam pomagać rannym. Może właśnie tym udowodniłam, że znam się na udzielaniu pomocy i leczeniu potrzebujących, bo zostałam przyjęta do sanitariuszy. Jednak kiedy nie była potrzebna moja pomoc medyczna to pomagałam na wszystkie inne możliwe sposoby. Jeśli widziałam tylko okazję by komuś pomóc to, to robiłam. Jednak bywały takie dni kiedy chciałam pobyć sama ze sobą. Zazwyczaj wtedy udawałam się do naszego domu na drzewie i tam szukałam chwili dla siebie. Której nie mogłam znaleźć w czteroosobowym domku, gdzie ciągle coś się działo. Od śmierci Yvonne dość często uciekam do swojego prywatnego azylu. Ponieważ to co przyniosła jej śmierć strasznie niepokoiło mnie. Obóz został podzielony, a choć sama nie mam nic do Colleen. Sadzę, że trochę sytuacja jej wymknęła się spod kontroli. Jednak mam nadzieję, że dziewczyna się poradzi sobie śmiercią matki i stanie się takim przywódcą jakim chciała by jej matka. Śmierć Yvonne również odbiło swoje piętko na mnie, ponieważ pamiętam ją jeszcze za czasów jak mnie uczyła szkole. To takie strasznie nie sprawiedliwe, że zginęła w ten sposób. Nie zasługiwała na to, ba nikt nie zasługuje. Tak właśnie przetrwałam trzy lata w obozie robiąc to co umiem najlepiej, czyli pomagając innym.

Charakter

Charakter człowieka jest bardzo złożony składa się on z wielu czynników jednak dwa z nich mają największy wpływ na nasz charakter są nimi nasze imię, znak zodiaku, a także otoczenie...

Numerologiczne 9
Rocky opiera swoje działanie na bezinteresownej miłości. Cechuje się dużym oddanie innym. Empatia i odczuwanie emocji innych ludzi sprawia, że łatwo jej jest wzbudzić zaufanie innych. To osoba kompetentna i profesjonalna, posiada dużo charyzmy i wewnętrznej siły. Lubi pomagać innym, ma z natury dobroć oraz wrażliwość. Poszukuje jedności z innymi ludźmi i ze światem wokół. Charakter ma Rocky spokojny, powolny. Kiedy podejrzewa że podlega manipulacji, zatrzymuje się i ma nadzieję, że problem sam się rozwiąże.
Rocky stoi obiema nogami na ziemi, a wzrok ma skierowany cały czas na swój cel. W ogóle można powiedzieć, że jej życiem rządzi zasada celowości oraz z podejściem do życia realistycznym. Wie czego chce i jak ma to osiągnąć by mieć poczucie sensu życia, musi działać efektywnie i zaznaczać swoją pozycję. Potrafi świetnie wytyczać granice oraz występować w obronie norm i struktur. Bardzo silnie się przywiązuje, zarówno do ludzi, jak i do rzeczy. Zdarza się, że gromadzi przedmioty z pozoru bezużyteczne ze względu na ich wartość sentymentalną i związane z nimi wspomnienia. Na urazy i przykrości zwykle reaguje wycofaniem się i przeważnie unika bezpośredniej konfrontacji. Chętnie otacza się ludźmi, których stara się do siebie przywiązać przez okazywaną pomoc i opiekę, gdyż panicznie boi się opuszczenia.

Główne zalety

Empatia; zaufanie; kompetencja; profesjonalizm; charyzma; dobroć; wrażliwość; spokój

Rocky jest gotowa przyjąć na siebie większą odpowiedzialność niż większość jej rówieśników – czasem nawet ponad siły. Praktyczna, obdarzona zdrowym rozsądkiem, wytrwała i konsekwentna. Ma wielką wyobraźnię i nieomylny instynkt prowadzący ją do celu, choć często działa nie wprost.

Główne wady

zbytnie ufanie innym; powolność

Może łatwo dać się owładnąć presji sukcesu i w pogoni za osiągnięciami zapomnieć o radościach życia. Zimny rozsądek potrafi zabić cieplejsze uczucia. Powinna pamiętać, by nie przesadzić z wymaganiami – zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. Bywa nieśmiała i lękliwa. Bardzo podatna na zmianę nastrojów, może sprawiać wrażenie kapryśnych i nieprzewidywalnych.  

Opis Mocy

Od kiedy pojawiła się pierwsza mutacja do teraz nie zmieniła się jedna rzecz. Mutacja zawsze były odzwierciedleniem człowieka. Dawała im moc aby przetrwać, pokonać swoje słabość lub po prostu były częścią ich osobowość. Delikwent wraz z nimi sprawiał wrażenie kompletność. Tak jak buty pasujące do reszty ubrań. Gdy raz się je dobierze nie można sobie wyobrazić jak wyglądały wcześniej, bo to już nie będzie to samo. Tak samo jest mutacją...
Nie było inaczej z Rocky potrzebowała zapalnika - musiała bodźca, który mógłby w stanie wywołać pożądany efekt. Pierwsze użycie mocy zwykle bywa przypadkowe nie wie się wtedy jak, co i dlaczego. Była bardziej wystraszona niż by się do tego przyznała...

Po tym jak dziewczyna odkryła w sobie moc Hemokinezy zaczęła powodować sytuacje w których się raniła tylko po ty by dowiedzieć jak i czy to w ogóle możliwe. Na początku nic się nie działo, krew płynęła z ranny normalnym sobie tempie. Czasem udawało się jej powtórzyć wyczyn z operacji i zatrzymać krwawienie, a nawet przyspieszyć. Nim to jednak nastąpiło zauważyła, że jest wstanie zobaczyć układ krwionośny. Co pozwala jej dostrzec w którym miejscu zrobił się zator albo czy serce pompuje odpowiednią ilość krwi. Jednak nie jest to tak dokładne by dostrzec wady serca czy innych narządów krwionośny. Jedynie potrafi zobaczyć nieprawidłowość związane z krwią. Miała okazję by trenować tę umiejętność podglądania. W czasie badań w szpitalu mogła trenować i rozwijać. Niestety by mogła zajrzeć w układ musi mieć kontakt fizyczny, na przykład po przez dotyk. Dotyk jest wymagany przy wielu czynnościach przy korzystaniu mocy. To dzięki niemu potrafi naprawić przerwane żyły czy też sprawić, że ranna zacznie szybciej krzepnąć, co równa się z jej gojeniem.
Mocy, może używać maksymalnie przez cztery posty, ale później musi odpocząć co najmniej dwa posty. Innym wypadku może skończyć się to osłabieniem i krwotokiem nosa, a nawet śmiercią.

Ciekawostki

- Nie rozstaje się ze swoim wisiorkiem z księżycem. Jest jedyna pamiątka po babci więc nosząc go czuje jakby jej duch był ze mną...
- Jestem absolutnie uzależniona od kawy, w każdej ilości o każdej porze.
- Naukach ścisłe to dla mnie nie problem, szczególnie dobrze idzie mi chemia, fizyka oraz biologia.
- Potrafie rozpoznać prawie każdą roślinę i jej zastosowanie oraz zrobić z nich użytek. Stworzyć maść łagodzącą ból czy wywar na senny i wiele innych. Mogłabym godzinami siedzieć i przygotowywać różne rzeczy. Po za tym gdy coś już opanuje stawia zawsze sobie nowy cel. Lubie wyzwania....
- Kolejną moją pasją jest ogrodnictwo. Nie ma nic lepszego o przebywaniu na świeżym powietrzu, chyba, że aranżacji wykonaj własnoręcznie. Posiadam w lesie swój ogródek gdzie rośnie wiele ziół, krzewów i kwiatów. Skoro mowa o kwiatach to kocham tworzyć z nich rzeźby, które warto zobaczyć.
- Kiedy nic nie przyrządzam ani też nie grzebie ziemi. Lubię skrobać drewnie figurki. Zwłaszcza obozowiczów. Ps ale to tajemnica mało kto o tym wie

The Gifted
The Gifted
Wiek postaci : 0
Rejestracja : 07/09/2022
Punkty : 488
Liczba postów : 717
https://the-gifted-pbf.forumpl.net/

Rocky Sienna Roseberry Empty Re: Rocky Sienna Roseberry

Nie Paź 23, 2022 6:15 pm

Karta zaakceptowana


Wiele wydarzyło się na pierwszej odsłonie The Gifted. Witamy ponownie, Rocky Roseberry.
__________________________________________________________________
Za kontynuację gry Twoja postać otrzymuje następujący bonus:

  • +3% do Poziomu Mocy


Procent Mocy: 90%

Grupa krwi: A-
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach