Go down
Dominico Serrano
Dominico Serrano
Pseudonim : DON TRUJILLO
Wiek postaci : 52
Zawód : BIZNESMEN / MAFIOSO
Moc : TECHNOPATIA
Rejestracja : 23/09/2022
Punkty : 6
Liczba postów : 13

Informator
Grupa krwi: 0+
Procent mocy:
Dominico Serrano K3GW5YW93/100Dominico Serrano UdWvTHi  (93/100)
https://the-gifted-pbf.forumpl.net/t174-dominico-serranohttps://the-gifted-pbf.forumpl.net/t744-dominico-serrano#1527https://the-gifted-pbf.forumpl.net/t745-dominico-serrano#1528

Dominico Serrano Empty Dominico Serrano

Pią Wrz 23, 2022 11:25 am

Dominico Serrano

PfNG.gif

Informacje

Urodzony w Bostonie 01 kwietnia 1967 roku, mieszka Seattle od 5 lat, przynależy do bezfrakcyjnych piastuje stanowisko biznesmena oraz członek Mafii, wizerunku użycza J.R. Bourne

Historia

,,W tym świecie żyję się szybko i młodo umiera”

Pozwólcie, że pominę całą przeszłość moją no może nie tak całą, ale część dzieciństwa, czas szkolny i większą część dorosłego życia.. Gdybym miał wszystko mówić to ta historia przeciągałaby się nieskończoność, a wam nie chciałoby się tego słuchać. Zatem przywołam tylko niektóre dni oraz co nieco wam o nich opowiem. Tak byście wiedzieli co i jak... Będą to kilka kartek z mojego dziennika.
Wszystko zaczęło się w Bostonie - stolicy stanu Massachusetts, a dokładnie w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych. Czemu wszystko tam się zaczęło, bo tam się urodziłem 01 kwietnia 1967 roku i ta miejscowość i data są wpisane w moim akcie urodzenia.
- To CHŁOPIEC! Słyszeliście?! Mam syna! - głos mężczyzny zabrzmiał najprawdopodobniej na obszar znacznie większy, niż szpital, w którym aktualnie się znajdował. Ba! Nikogo nie zdziwiłaby informacja, że usłyszał go ktoś z drugiego krańca Bostonu. Brunet skakał, krzyczał i całował wszystkich wokół. Łzy szczęścia ciekły mu z oczu strumieniami, a uśmiech nie schodził z twarzy. Jednak gdy chwila euforii minęła wziął telefon poinformował swoich ludzi, że urodził mu się dziedzic.
Dlaczego ,,dziedzic"? Kim był ów mężczyzna? Był jednym z szefów karterów narkotykowych w Culiacán prowadził swoje interesy ze Stanów, bo tak było bezpieczniej dla niego i jego rodzinny. W tym świecie, który nie do końca jest legalny ważne jest by twoi przeciwnicy nie wiedzieli nic o twojej rodzinie. Ani też miejscu zamieszkania, czy też innych słabość. Dla wszystkich był Donem Trujillo, a jego świeżo narodzony syn również miał nim zostać. Posiadał piękny dom w Culiacán, a Bostonie jego replikę łączył życie tutaj w Stanach i tam Meksyku.
17 lipca 1976, godzina koło ósmej rano.
Tego dnia umarłem... Domnico Serrano umarł wieku 9 lat. Msza pogrzebowa odbędzie się o tej godzinie i w tym kościele. Tak naprawdę wcale nie umarłem. Jedynie zginęło wszystko, co znałem i co było mi blisko. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu. Grałem właśnie na nowej konsoli. Mama oraz gosposia co jakiś czas krzyczała, bym zaczął się ubierać, bo tata zaraz przyjdzie. Kiedy usłyszałem telefon stwierdziłem, że to on odebrałem nim mama zdążyła nawet podejść. Moimi pierwszymi słowami było ,,Cześć Papa". Jednak to nie był on ani też jego głos. Zamiast zachrypniętego głosu taty, który powiedziałby ,, Cześć młody, daj mamę". Usłyszałem coś, co zmroziło mi krew: ,,Zabili Flavio uciekajcie i idą po was". Moja mama stała przy mnie i chyba również słyszała co powiedział głos. Bo jak spojrzałem na nią widziałem jak zrobiła się cała blada. Chwilę jej zajęło ogarnięcie się. Ojciec nie raz nas przygotowywał na taką okoliczność. Jednak nie byłem w stanie się ruszyć. W głowie miałem echo słów mężczyzny ,,Zabili go" oraz ,,Idą po was". Nie wiedziałem kto zabił i kto idzie... Stałem tak przez dłuższą chwilę aż dopiero dłoń mojej rodzicielka mnie pociągnęła do pokoju zaczęła wrzucać rzeczy do plecaka. Jak ogarnąłem się na tyle by się ruszać pobiegłem do gabinetu ojca. Doskonale pamiętałem jak kiedyś mi mówił, że gdyby coś mu się stało to nie mogę pozwolić by jego terminarz dostał się niepowołane ręce, oraz że on może ocalić mi życie. Chwyciłem go i rzuciłem do swojego plecaka. Już stałem przy drzwiach do ogrodu, gdy dobiegł mnie huk... ,,Uciekaj" to były słowa mojej matki nim jej ciało upadło na podłogę, a do moich uszów dobiegł kolejny huk. Dostrzegłem mężczyznę... Znałem go był to jeden z ludzi ojca. Co on tutaj robi? Czemu zastrzelił moją mamę? Jednak nie czekałem by zadać te pytania widząc broń skierowaną w moją stronę wybiegłem do ogrodu. Mieliśmy tam furtkę z wyjściem na ulice. Plan był taki uciec... dostać się do kryjówki, przeczekać tam kilka dni oraz uciec z Bostonu. Plan był dobry, ale gorzej z jego realizacją.
Wszystko byłoby prawdziwą sielanką, gdyby nie wydarzenia z lipca 1976 roku. Wydawałoby się, że to zwykły, szary dzień. Jak każdego dnia najpierw jadłem śniadanie z mamą, później grałem na konsoli, a rodzicielka krzyczała na mnie, bym się szykował, a następnie miał przyjechać mój tata. Tego dnia było jednak zupełnie inaczej. Ale jak już wiecie, to nie był zwykły dzień taki jaki inny, bo właśnie tego je#^%go dnia stałem się sierotą. Bez rodziców, bez domu i bez środków do życia. Co prawda dodarłem do kryjówki...
Biegłem co sił w nogach mijani przeze mnie ludzie krzyczeli na mnie by uważał. Miałem gdzieś ich trzymałem kurczowo plecak i starłem się zgubić tych, co mnie gonili. Gdy tylko słyszałem strzał to albo schylałem głowę, albo też zmieniałem kierunek biegu. W głowie sam siebie poganiałem: ,,Szybciej”. Czułem, że ojciec nie byłby ze mnie dumny, gdyby nie udało mi się uciec. Kiedy dobiegłem do jakieś bramy... Zamykanej na klucz automatyczny. Szarpnąłem kraty. Byłem już zmęczony biegiem i chciałem się gdzieś schronić.
- K#^%a otwieraj się - powiedziałem z irytacją słysząc, że ci, co mnie gonią zaraz wbiegną na te ulice i mnie zobaczą. Już miałem biegnąć dalej gdy usłyszałem głos ,,A nie można grzeczniej". Rozejrzałem się, ale nikogo nie widziałem, usłyszałem tylko klik i szybko wbiegłem za karty na podwórko i od razu schowałem się za jakimiś koszami. Chwile później usłyszałem jak ludzie mojego ojca zatrzymują się. Gadali coś między sobą i pobiegli dalej. Kiedy oddali się na bezpieczną odległość, wyjrzałem za śmietnika. Chciałem dostrzec osobę, która mi pomogła. Jednak nikogo nie widziałem, jak dotknąłem kraty. Ponownie usłyszałem głos: ,, Tym razem otworze jak ładnie poprosisz”. Ponownie szukałem osoby, która by to powiedziała. Jednak i tym razem nikogo nie dostrzegłem. Rzuciłem, że to nie jest śmieszne, że chce wyjść i takie tam oraz by ta osoba się pokazała, bo nie zamierzam gadać z duchem. Po dłużej chwili zrezygnowany powiedziałem ,,Proszę". Od razu usłyszałem klik otwierającego się zamku oraz głos: ,,Nie chowałam się, cały czas byłam przed tobą, a poza tym nie można było tak od razu". Już nie doczekiwałem, kto powiedział... Tylko od razu pobiegłem do kryjówki. Którą na taką okoliczność przygotował tata. Nikt o niej nie wiedział z wyjątkiem naszej rodzinny. Miało to być bezpieczne miejsce gdyby ktoś zdradził.
Późniejsze lata żyłem na ulicy dorabiając sobie jako złodziejaszek i odkładając. W głowie miałem cały czas obraz mężczyzny... Który zastrzelił moją matkę i próbował mnie zabić. Był przyjacielem mojego ojca, był dla niego niczym brat. A zdradził go, mnie i całą naszą rodzinę. Teraz pławi się tym w co moja rodzina budowała przez lata, a ja zamierzam mu to odebrać. Tak jak on odebrał to mojemu ojcu. Widziałem jak prowadza się ze swoją rodziną do mojego domu... Jak z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przejmuje życie mojego ojca... Obserwowałem go i pielęgnowałem w sobie nienawiść do niego. Marząc o dniu, kiedy stanę przed nim i strzelę mu ten pusty łeb. Różne miałem wizje jego śmierci... Nie kiedy pozwalam mu patrzeć jak zabijam każdego jego członka rodziny, a na końcu zadaje mu pojedyncze rany... Tak by umierał długo i cierpiąc.
Jako dziecko ulicy nauczyłem się wiele o przetrwaniu. Zaczynałem od kradzieży w sumie nic poważnego, gdzieś z rynku zniknęło jabłko, ciastko, lub jakieś spodnie. Robiłem to dyskretnie, ale czasami się nie udawało. Zostawałem przyłapany i nie raz pobity. Jednak każda moja porażka uczyła czegoś nowego. Zbierałem cenne doświadczenie, które w przyszłości pewnie nie raz się przydało. Podczas jednej z akcji, w której zostałem przyłapany, właściciel okradanego sklepu nie był zadowolony, ba... był jednym z tych co posiadają niewielki rewolwer i co gorsze potrafią z niego skorzystać. Chociaż ledwie uszedłem życiem to nauczyłem się jednego, że moja zbyt mocna pewność siebie może mnie zgubić. Tak za pomocą prób i błędów oraz terminarzu ojca nauczyłem się przetrwania na ulicy. Jednego trzymałem się od śmierci rodziców nie przestawiałem się jako Dominico. Wtedy przedstawiałem się głównie jako Don. Nie chciałem jeszcze używać pełnego przydomka, ani prawdziwych danych. Przynajmniej do czasu aż nie pomszczę rodziców. W tedy wrócę do korzeni i nie raz usłyszy świat o mojej rodzinie. Coraz częściej zdarzało się, że słyszałem głosy maszyn. Dopiero po pięciu latach zrozumiałem, że to nie są głosy w mojej głowy, a przemawiające do mnie maszyny. Wyobrażacie sobie, jakie później rozmowy prowadziłem z kuchenką, kiedy ta nie chciała działać jak należy. W mojej grupie był jeszcze jeden chłopak podobny do mnie. Mijał trochę inne zdolność niż ja, ale razem wzbudzaliśmy respekt na ulicy. Ludzie coraz częściej o nas słyszeli i bali się nas... Trwało to kilka lat no jakieś pięć/sześć. Najpierw działał sam, potem został członkiem małej grupki, z początku ograniczając się tylko do kradzieży, potem przechodząc do napadów z bronią.
23 czerwca 1982
Cóż nie będę tutaj się rozpisywał... Bo nie widzę sensu, ale jak ktoś by chciał to mu opowiem jak to dokładnie wyglądało. Tego dnia zabiłem zabójcę swoich rodziców oraz przy okazji zyskałem dobrego sojusznika postaci jego syna. Nie zamierzałem popełniać błędów ojca i ufać tej rodziny. Jednak chłopak miał jaja przeciwieństwie do swojego ojca. Jednak jego lojalność zyskałem bezpieczeństwem matki i siostry. Jak spróbuje mnie zdradzić... Zabije ich bez mrugnięcia oka. Tak odzyskałem swój dom i przeszedłem do odzyskiwania spuścizny ojca. Jego kontaktów oraz wpływów. Moja grupa rozszerzyła się znaczenie... po tym jak wyeliminowaliśmy wszystkich, którzy brali udział w zdradzie mojego ojca.
Nie ma co więcej powiedzieć po tym wydarzeniu mocno dostałem wiatru w skrzydle. Ponownie wróciłem do DOMINICA SERRANO oraz też stałem się prawdziwym Donem Trujillo. Niestety też zyskałem dawnych wrogów ojca jednym z nich był rodzina Morrison. Oboje walczyliśmy o pewne tereny... Nie zamierzałem się podawać, bo ten człowiek opłacił zabójcę moich rodziców, by pozbyć się konkurent. Szykowałem się dla niego... A wracając do trupa, który wącha kwiatki od spodu to jego syn – Dylan. Był przydatny... Trzeba było mu przyznać, ale nie zamierzałem mu ufać pełni i cały czas obserwowałem go jak i jego rodzinę. Będąc w każdej chwili gotowy do zaatakowania. Najlepszą obroną jest atak.
24 kwietnia 1985
To miał być ciąg dalszy mojej zemsty... Jednego nie zaplanowałem. Znowu coś poszło nie tak, ale tym bardziej pokomplikowało moje życie. Dylan zdobył dla mnie potrzebne informacje o Morrison. Trzy lata później byłem gotowy zadać cios ostatniemu żyjącemu, który przyczynił się do wszystkiego, co mnie spotkało w życiu. Jednak nie mogłem. Obserwowałem go i jego rodzinę po tym jak Dylan dał mi informacje. Pojechałem sam zobaczyć wszystko. Szybko doszło do mnie, że byłem przegrany jak tylko zobaczyłem ją – Francesca. Piękna kobieta, która całkowicie namieszała w mojej głowie. Na tyle, że zakochałem się w niej bez pamięci. Zacząłem prowokować spotkania z nią. Byle tylko zamieniać kilka słów. Kilka dni później byliśmy razem. Powiedziałem jej kim jestem oraz to, że zamierzam zniszczyć jej ojca. Jednak szybko zrezygnowałem z tego. Zaczęliśmy się coraz częściej spotykać. Oczywiście po kryjomu przed ojcem. Miałem wrażenie, że jej to się podobała ta gra, jaką prowadziliśmy z jej ojcem.
Kilka miesięcy później zostaliśmy przyłapani. Miałem wyraźnie, że ciosy jej ojca nigdy nie przestały na mnie padać. A kiedy jeszcze wykrzyczałem mu swojej nazwisko... Pogorszyło to sprawę, a oliwę do ognia dolały słowa jego córki. Która kazała mu przestać: ,,Proszę przestań jestem z nim w ciąży”. Oboje poczuliśmy się jakbyśmy dostali twarz... On dlatego, że jego córka spodziewa się dziecka z człowiekiem, który pochodzi z wrogiej mafii. Ja dlatego, że nie wiedziałem, że zostanę ojcem. Mężczyzna przestał mnie okładać, ale też nie pozwolił nam być razem. Powiedział, że urodzi to dziecko, ale ona nigdy nie pozna ojca. Nie chciałem się na to zgodzić. Aż zagrodził, że zabije własną córkę i bękarta, którego nosi pod sercem jeśli tylko zbliżę się do nich, napisze lub zainicjuje jakikolwiek kontakt. Wtedy podjąłem najtrudniejszą decyzje swojego życia. Odszedłem z ich życia...
Jednak Francesca sama mnie odnalazła rok później, jak urodziła. Przyjechała do mojego domu z naszym synem. Wiecie, jakie jest uczucie, kiedy pierwszy raz weźmiesz swoje dziecko na dłonie. Spojrzysz jego niebieskie oczy oraz uświadomisz sobie, że zrobisz wszystko by zapewnić bezpieczeństwo jemu i jego matce. Chociaż wisiała nad nami groźba jej ojca... Chciałem być obecny życiu syna. Dlatego spotykaliśmy się po kryjomu. Dylan mi w tym bardzo pomógł. Cieszyłem, że wtedy darowałem mu życie. Stał mi się wtedy bliższy niż ktokolwiek, bo dzięki niemu zyskałem możliwość widzenia się synem, a trzy lata później z Franki doczekaliśmy się kolejnego. Tym razem od razu jej ojciec nie dowiedział się kim jest ojciec chłopca. Franki przekonała go, że nie wie kto, że to jakiś przypadkowi facet, którego poznała na dyskotece. A ja cały czas spotykałem się ze swoimi dziećmi. Kiedy mój młodszy syn miał pięć lata prawda wyszła na jaw. Jednak jej ojciec nie spełnił swojej groźby. Odwiedził mnie i powiedział, że za kilka miesięcy jego córka wyjdzie za mąż, a ja zniknę z jej życie. Bo nie spełnił swoich groźby, ale to uczyni bez zawahania. Moje interesy zaczęły się sypać i sam obawiałem się, że ktoś chcący zaatakować zaatakuje Franki i naszych synów. Nie mogłem z nimi być i mieć pewność, że są bezpieczni. Na tamtą chwilę jedynie jej ojciec może zapewnić im bezpieczeństwo... Dlatego zgodziłem się, a Don Morrison zgodził się na ostatnie spotkanie moje i Franki. Miałem sprawdzić, żeby mnie znienawidziła i to zrobiłem. Umówiłem się z nią spędziliśmy razem noc, bo chciałem mieć jakieś dobre wspomnienie tego spotkania. A następnego dnia przespałem się z jej najlepszą przyjaciółką niby przez przypadek łącząc się z nią połączeniem.
Wszystko było zaplanowane zorganizowane tylko, że nie byłem sam pewny czy rzeczywiście tego chciałem. Naprawdę zależało mi na Fran i naszych synach. Chciałem się z nią ożenić, by ona i chłopcy nosili moje nazwisko, a nie tego człowieka. Człowieka, który opłacił ludzi by zabili moich rodziców. Rozumiem, czemu chcieli ojca zabić porachunki i tym podobnym. Czym zawiniła moja matka? Mniejsza o to... Facet dał mi ultimatum, a ja musiałem je spełnić bez różnicy jak podle się z tym czułem.
Udało... Francesca nie chciała mnie znać nie odbierała moich telefon, a też całkowicie odcięła od de mnie naszych synów. Nie winiłem jej za to... tylko sam siebie. Nawet też ją trochę rozumiałem. Wszystko byłoby idealnie... Parę miesięcy później dowiedziałem się, że wychodzi za mąż oraz urodziła córkę. Ślub miał odbyć się za kilka dni. Korciło mnie pojawić się na nim, ale nie mogłem. Interesy, obawa, że jej ojciec może coś zrobić moim synom. Podobno córka była tego gościa, za którego wychodziła.
Nie pojawiłem się na ślubie i w sumie nawet dobrze, bo to by tylko pogorszyło wszystko. Ślub mojej Francescy z pięknego dnia, które mieli zapamiętać wszyscy przemiło się w koszmar, ale na pewno go zapamiętają. Tego dnia z tego co słyszałem rozpętało się piekło. Zginęła moja Fran i jej świeżo poślubiony mąż. Kilka tygodni później odbył się pogrzeb. Na nim się już się pojawiłem... Musiałem. Ostatni raz pożegnać moją małą Fran. Chociaż wyszła za innego to na zawsze pozostanie ,,moją". Tak samo jak we mnie pytanie: ,,Czy jeśli bym walczył o nią, czy by teraz żyła". Nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie.
25 lipca 1994
Obserwowałem wszystko z daleka jak całe ceremonie. Nie chciałem podchodzić tylko ze względu na chłopców. To była zwykła ceremonia... Przyszło wiele ludzi więkoszość podobnie jak ja stali w oddali. Ja stałem najdalej oparty o jakieś drzewo, a w dłoni trzymałem czerwoną róże. Z tej odległości widziałem wszystko nie zasłaniali mi jacyś ciekawscy ludzie. Obserwowałem, a jak ksiądz skończył mówić, każdy z tych ludzi poszło swoją stronę. Podszedłem pod grób Fran i tego idioty, którego jej ojciec wybrał. Postałem chwilę nad grobem...
- Nie powinneś przychodzić tutaj. Łamiesz warunki umowy - usłyszałem dobrze znany głos pana Morrison. Nie odwróciłem się do niego odłożyłem róże i zrobiłem znak krzyża. Dopiero w tedy spojrzałem na mężczyznę.
- Jaka umowa? Umowa zginęła wraz z jej śmiercią. Obiecałeś, że jak się wycofam ona będzie szczęśliwa i przede wszystkim żywa... Masz śmiałość mi mówić o umowie. Za parę dni przyjadę po chłopców - powiedziałem do niego. Miałem gdzieś to czy mu się to podoba, czy nie. Fran chciała by abym to ja opiekował się naszymi dziećmi. nawet jeśli przed śmiercią mnie nienawidziła.
Tak jak powiedziałem pojawiłem się kilka dni później od pogrzebu Francescy i jej męża w domu Morrisona. Miałem gdzieś, że nie zostanę przywitany jak ojciec jego wnuków i pewnie przygotuje na powitanie huczne przyjęcie z masą uzbrojonych ludzi. Byłem na to przygotowany. Wjechałem na teren posesji Morrisona przed domem widziałem może ośmiu albo dziesięciu ludzi pana domu w tym jego syna.
,,A więc sam nie wyjdzie mi na powitanie"
Przeszło mi przez myśli wysiadłem z auta przy bramie zaparkował drugie auto, z którego wysiedli moi ludzie. Jeśli chcieli jatki dostaną jej. Do brata Franki był jeszcze dzieciakiem miał może z piętnaście lat. Byłem niewiele młodszy od niego, kiedy jego ojciec przyczynił się do tego, że zostałem sierotą, a teraz nie daje mi zabrać moich dzieci. Wymieniłem kilka zadań z nim, aż wyszedł jego ojciec. Z bronią ręką obserwowałem jego kroki nawet nie drgnąłem kiedy podszedł do mnie i przyłożył broń do głowy. Dałem tylko znak moim ludziom by nie strzelali. Dylan, który był wieku jego syna stał przy aucie po drugiej stronie. Nie musiałem się obracać by wiedzieć, że również trzyma broń. Tak by starszuek widział...
- Strzelaj. Jeśli mnie zabijesz to i tak oni zabiorą dzieci Franki - powiedziałem do niego, bo takie dostali instrukcje. Nie mogłem pozwolić by ten człowiek wychowywał dalej moich synów i córkę Franki. Wiedziałem, że zapewne im lepszą przyszłość on.
- Jeśli zrobisz krok w stronę domu moi ludzie w nim zabiją twoich synów, a małej Cassandrze powiem, że ty zabiłeś jej rodziców i braci. Chcesz, żeby córka Francescy cię nienawidziła oraz żyć ze świadomością, że nie ochroniłeś ani jej, ani waszych bachorów? - powiedział nie spuszczając bron niżej, ale nadal trzymał gotowość by jej użyć. Wiedziałem, że byłem na przegranej sytuacji tej chwili. Musiałem poczekać... Na lepszy moment by ich odzyskać. Miał rację nie chciałem tego wszystkiego. Wystarczyło mi, że Franki umarła, myśląc, że się nią zabawiłem. Odjechaliśmy nim jednak to zrobiłem rzuciłem, że to jeszcze nie koniec.
Po tych wydarzeniach obserwowałem moje dzieci z daleka. Ja albo to robili moi ludzie... Ich zadaniem było im pomaganie, chronienie oraz w razie czego poinformować mnie gdyby zauważyli coś niepokojącego.
Sześć... Tyle lat żyłem samotnie bez nikogo przy moim boku. To znaczy były kobiety, ale żadnej nie traktowałem poważnie. Głowie miałem tylko te jedną kobietę - moją małą Francesce.
Wszystko do swego czasu, kiedy zwątpiłem, że jestem w stanie pokochać kogoś jeszcze pojawiła się ona - Paola. Śliczna Meksykanka i chociaż według Dylana bardzo przypominała z wyglądu Fran. To nie pokochałem jej tylko za to... Miała całkiem innych charakter. Była to nauczyciela w pobliskiej szkole.
12 stycznia 2000
Jeden dzieciaków, który pracował dla mnie wpadł. Pojechałem na policje by go wybronić wraz ze swoim adwokatem. Ona również tam była wykłócała się z policjantem, że to dobry chłopak i zasługuje na szanse, bo to nie jego wina, że pochodzi z biednej rodziny i chciał pomóc rodzicom. Przysłuchiwałem się jej wymianie zdań, bo mówiła głównie ona. Do czas, aż policjant zwrócił na mnie uwagę...
- Panicz Don - powiedział wyraźnie przestraszony moją obecnością. Za to właśnie kochałem Culiacán. Łatwo było tutaj przekupić policje. Gorzej z ludziami... Nie wszyscy byli tak sprzedajni jak rząd i organizacje rządowe. Co innego Stan tam rzadziej było spotkać ten typ ludzi. Trudniej było budować siatkę dlatego też skupiłem się na Meksyku, by być silny w Ameryce.
Kobieta podeszła do mnie spojrzałem w jej oczy wiedziała, że chłopak pracuje dla mnie by pomóc rodzinie. Jednak wcale to nie był taki naiwny i dobry chłopczyk jak go przedstawiała. Widziałem gniew jej oczach, ale nie obeszło mnie, bo cóż była jedną z wielu... Przyzwyczaiłem się, że budzę w ludziach gniew, nienawiść lub też zazdrość. Jednak mało który ma tyle odwagi co miała Paola, bo kobieta mnie nadzwyczajnie spoliczkowała. Dotknąłem miejsca, w które uderzyła wszyscy zaniemówili... Złapałem ją za gardło i przycisnąłem do najbliższej ściany.
- Życie ci nie miłe - wycedziłem do niej przez zęby nikt, ale to dosłownie nikt nie będzie mnie policzkował. Nawet jakaś piękna białogłowa. Miałem gdzieś to, że byliśmy na posterunku i jawnie groziłem człowiekowi. Jedno moje słowo, a kamery miały awarię i nikt nic nie widział.
- Po...zer - wydutkała, a ja po jej słowach spojrzałem w jej oczy. Byłem pod wrażaniem jej odwagi, ale też głupoty. Jednak odpuściłem nie przyszedłem tutaj zabijać jakieś kobiety. Poza tym miałem swoje zasady. Nie zabijam kobiet i dzieci... Dlatego puściłem ją spojrzałem na policjanta.
- Wypuść dzieciaka niech go zabiera- powiedziałem do niego, a on poszedł do aresztu. - Przekaż mu, że nie ma po co u mnie się pojawiać - dodałem to do niej wyszedłem
Dwa lata zajęło nam dotarcie do siebie zrozumienie, że jesteśmy sobie pisani. Och ile mi przez te dwa lata potyczek zaliczyliśmy. Wcale nie takich na jakie miałam ochotę. Jednak przechodząc do sedna w roku 2002 tej kobiecie udało zaciągnąć mnie pod ołtarz. Gdzie oboje przyrzekaliśmy sobie wierność, miłość do puki śmierć nas nie rozłączy. Szkoda tylko, że ja potraktowałem to przysięgę na poważnie.
20 marzec 2004 tego dnia w domu nie zastałem Paoli ani jej rzeczy w domu zamiast tego durny list oraz zdjęcie USG przedstawiające nasze dziecko. Była trzecim miesiącu ciąży i odeszła... Po raz kolejny straciłem swoje dziecko. Wpadłem furię rozwalając wszystko dookoła mnie. Tego też dnia do mojego domu wpadli federalni. Podobno moja żona dogadała się z nimi i zeznała przeciwko mnie za wykorzystując status świadka koronnego.
No cóż bywa, ale obiecałem sobie, że odnajdę ją i nasze dziecko o ile nie usnęła. Na czas moich wakacji, które trwały osiem lat naszymi sprawami zajął się Dylan. Byłem pewny, że mnie nie zdradzi. Wiedział, że pomimo tego, że siedziałem w kiciu to nadal stanowiłem zagrożenie dla jego rodziny. Miał dalej pilnować moich interesów oraz dbać o bezpieczeństwo moich synów. Więzieniu poszerzyłem trochę horyzonty poznając ludzi z różnych struktur.
Wyszedłem z niego Sierpniu 2012 roku... W tedy też skontaktowałem się z człowiekiem Marcos Delgado nasze grupy zaczęły ze sobą współpracować.
Długo nie trzeba było czekać na to, kiedy te kontakty się przydadzą, tylko nie cały rok... Bowiem doszły mnie słuchy, że mój syn Sebastian został porwany przez jakich ludzi... Miałem gdzieś, że to mogli być nawet ludzie jego dziadka. Nikt nie będzie kładł dłoni na moich dzieci. Wraz ze swoimi ludźmi oraz Delagado namierzyliśmy Sebastiana i jego porywaczy odbiliśmy go, a ja cały czas dbałem o to, by przebywać daleko od niego. Chociaż minęło wiele lat od naszego ostatniego spotkania. Obawiałem się, że mógł mnie rozpoznać. Rozmowy z nim przejął Dylan. Bowiem bardzo zmienił się od czasu tego dzieciaka jakiego mógł kojarzyć Sebastian. Znalazł jakiś motyw dlaczego go uratowaliśmy miałem gdzieś co mu na gadają, byle nie wiedział, że za tym stoję ja.
Powoli dochodzę do końca mojej histori no nie całkiem takiego końca jak myślicie. Bowiem pomimo tego wszystkiego mam się dobrze i przede wszystkim żyje. Jednak ostatnią datę jaką chce wam przywołać jest rok 2014.
Właśnie tego roku jak żadnego poprzedniego umocniłem swoją pozycje byłem gotowy ponownie zmierzyć się Jonathanem Morrisonem. I tym razem nie byłem tak jak w tedy tylko początkującym gangsterem. Wspierałem kartel Jorge miałem kontakty z mafią Sombras Mutadas oraz synem Flavio. Teraz składali mi hołd cały Meksyk i większość Ameryki. Miałem zarówno rząd swojej kieszeni więc nie musiałem obawiać się z ich strony. Czego miałbym się obawiać? Nie tylko aresztowania, bo to mam za sobą i nie było tak źle. Chodziło mi o coś innego. Bowiem 2014 w Stanach Zjednoczonych odbył się atak w której zginęło wielu ludzi. To spowodowało wiele strat zarówno finansowych jak i też Rząd Stanów Zjednoczonych musieli się przygotować na wojnę wewnętrzną. Czemu? Bowiem ten atak nie był jakimś atakiem terrorystycznym, jak początkowo próbowana wmówić ludziom. To było objawienie ludziom, że nie są już rasą naczelną tylko stali się słabszym gatunkiem. Wśród nich żyją obdarzeni mutanci z mocami różnymi, jakim, a takim o których większość marzy. Moje akcje ruszyły z kopyta z Meksyku finansowałem zarówno Rząd jak mutantów. W moim interesie było, żeby ta wojna toczyła się jak najdłużej. Skoro byłem mutantem miałem jakie wyrzuty sumienia przez to co spotyka mi podobnym. Nie... Absolutnie żadnych wyrzut nie posiadałem. Czy obawiałem się schwytania również... NIE. Bowiem jak to na gangsterów przystało - pieprzyć rząd. Prawa nie mają żadnego znaczenia dla mnie, policjantów idzie łatwo zastraszyć czy przekupić. Nie ujawniam się póki co ze swoimi mocami także moim zdaniem "Mogą mnie pocałować w dupę*. Jeśli chodzi o samą wojnę ludzi & mutantów tak długo jak szkodzi moim interesom, a jeszcze im sprzyja. Uważam, że jak chcą to niech się w tej wojnie wybiją wszyscy nawzajem.
Jednak to nie wszystko co przyniósł mi rok 2014 wycofałem się trochę z Ameryki do Culiacán wojny lepiej finansować z innego kraju, który nie wchodzi w nią. Jeśli nie chciało ponieść szkód w ludziach tak też zrobiłem. Poza tym jeden z ludzi Dylana z kartelu Jorge miał informacje dla mnie. Twierdził, że znalazł dziewczynkę zbliżoną wieku mojego najmłodszego dziecka. Podobno o jej matce nic nie wiedziano, a dziewczynkę cygani znaleźli zawiniętą w kocyk z imieniem - Esmeralda. Postanowiłem pojechać zobaczyć dziewczynę. Musiałem przekonać się, czy to może być moja córka. Wraz z Dylanem i jego człowiekiem pojechaliśmy pod rudery cyganów. Mężczyzna wskazał głowę dziewczynkę, która miała długie ciemne włosy i na oko wyglądała rzeczywiście na dziewięcioletnie dziecko. Jednak nie chciało mi się wierzyć, że Paola tak mnie znienawidziła, że porzuciła nasze dziecko. Po rozmowie z cyganami byłem pewny, że muszę uwolnić ją od nich. Pomogła mi informacja, że znajomy Dylana miał zatarg z cyganami oraz oni są dość pazernymi. Chronią swoich i nie wydadzą ich. Jednak Esmeralde nie uważali za jedną z nich tylko na źródełko pieniędzy. Zaproponowałem dość atrakcyjną sumę, że widziałem to światełko w oczach ich. Zgodzili się sprzedać dziewczynkę, a ja nie miałem ochoty zwierzać się czemu chce ją kupić.
Dziewczyna musiała musiała słyszeć naszą rozmowę, bo uciekła... konno. Kto dzisiejszych czasach jedzie konno, a już zwłaszcza ucieka nad nim przed gangsterami. Jedno trzeba było przyznać, jeśli to była córka Paoly to miała jej upór i odwagę, ale też niezwykłą głupotę. Posłałem Dylana za nią niech weźmie ludzi i mają przyprowadzić mi ją żywą. Nie naruszonym stanie.
Jeszcze tej nocy została schwytana i przyprowadzona do swojego nowego domu. Chociaż była jeszcze dzieckiem i mogła być moją córką musiała dostać pierwszą lekcje posłuszeństwa. Jak tylko stanęła przed de mną spoliczkowałem ją, że się przewróciła, a jej zielonych oczach pojawiły się łzy. Stałem nie wzruszony kazałem ją zamknąć w pokoju... Wcześniej w oknie umieszczono kraty, by nie spróbowała uciec więcej.
Od tamtych wydarzeń minął rok... Bez wiedzy dziewczyny zrobiłem testy na potwierdzenie ojcostwa. Wykazały zgodność to znaczyło, że odnalazłem w końcu swoje dziecko. Chociaż jedno z trójki było przy mnie. Esmie nie powiedziałem, że jestem jej ojcem jeszcze nie. Jednak pewnego dnia przyłapałem ją ze zdjęciem USG, które zostawiła mi jej matka. Widziałem jak stała zamurowana trzymając zdjęcie wyjaśniłem, co to jest. Jednak to nie był jeszcze czas, by powiedzieć, że ona jest na nim. Jeszcze nie... O tym wiedzieli tylko ja i Dylan. Nikt więcej i niech na razie tak pozostanie. Bowiem nie byłem pewny jeszcze co czuje do swojej matki za to, że ją porzuciła. Jednak jak ją obserwowałem ze zdjęciem USG widziałem jakby odpłynęła. Nie potrafiłem tego wyjaśniać dopiero, jak Esmeralda powiedziała co widziała. No proszę młoda jest mutantką. A to zbieg okoliczność. Byłem pewny, że wizja pokazała jej matkę musiała dalej uczyć pod innymi nazwiskami. Powiedziałem Esmeraldzie, że jeszcze tego roku przeniesie się tam jako moja córka i odnajdzie moje dziecko. Naprawdę miała odnaleźć swoją matkę, a ja zobaczyć jak zareaguje na nią Paola oraz na mnie.
Mieszkaliśmy w Seattle już od sześciu lat... Esmeralda jak mogło się spodziewać nie trafiła na moje dziecko. Miałem to gdzieś, bo widziałem jej matkę. Nawet się z nią spotkałem... Pierwszej chwili chciała uciekać. Jednak powiedziałem, że nie zabije jej jeszcze nie... Za zdradę czeka śmierć, a ona mnie zdradziła na wszelakie sposoby i znaczenia tego słowa. Poza tym miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia w Seattle. Dowiedziałem się, że tutaj mieszka Sebastian... Więc to była dobra okazja od przeciągnięcia syna na swoją stronę. Wyjaśnienia mu, że nigdy nie porzuciłem jego ani jego brata.
Między czasie Dylan wdarł się romans z Cassandrą. Dziewczyna była bardzo piękna oraz ch#^%e przypominała mi Francesce. Dlatego pozwoliłem mu ją sprowadzić do naszego domu. Po pewnym czasie zacząłem traktować ją jak córkę stała się kimś kto potrafił mnie uspokoić jak wpadałem furię. Kiedy odwzajemniła, że chce wyjechać to pozwoliłem jej na to, bo nie zamierzałem jej więzić tylko poprosiłem by pamiętała o tym, że jesteśmy jej rodziną. Długo nie musiałem czekać aż nasze ścieżki ponowie się skrzyżowały i kobieta zawitała w Seattle. Oczywiście dostała od de mnie szelakom pomoc jaką potrzebowała. Nawet jeśli to oznaczało zakochanego Dylana...

Charakter

Kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?
Lubię twierdzić, że nie pamiętam już, kim byłem naprawdę, skoro posiadam tak wiele masek. Sam do końca nie wiem, która z nich jest prawdziwa. Jestem jednak niewątpliwie osobą spokojną i zrównoważoną, o poglądach dość radykalnych ale też czasem szalonych. Granice stawiam jasno, wspierane filarami asertywności, które mi nie brakuje. Znany jestem z zdrowego rozsądkowi (który zyskałem z wiekiem), problem pojawia się jednak, kiedy ktoś moją równowagę skruszy. Wówczas następuje nieprzewidywalne, a chociaż trzeba naprawdę wyrafinowanej próby doprowadzenia mnie do szału, bywa, że mówię i robię rzeczy, których później przychodzi mi bardzo żałować. Jeśli chodzi jaki jestem w czasie akcji to słynne z śmiertelnej powagę. Ostrożnie dobieram słowa i nie rzucam ich na wiatr; czasem zdecydowanie wole milczeć, bo jak mówią mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Wydaje się chłodny w obejściu, a wszelkie przejawy wesołości z mojej strony zaskakują, bo pozwalam sobie na nie bardzo rzadko. Często sprawiam przez to wrażenie gburowatego, choć jak na obecne czasy i mieszkanie na ulicy maniery zachowały aż nadto poprawne.

Opis Mocy

Technopatia


Mocą Domnico jest technopatia, która jest odpowiedzialna za komunikację z maszynami i elektroniką. Jego moc działa trochę jak antropomorfizacja. Czyli jego podświadomość nadaje przedmiot cech ludziki jak w tym przypadku możliwość rozmowy telepatycznej. To znaczy, że tylko on słyszy maszyny. Dzieję się to tak, że tak naprawdę wyczuwa potrzeby maszyny i oddziałuje na nie, a jego świadomość nadaje im cech ludzki, że ma wrażenie, że z nimi rozmawia.

Poziom 1: 0- 30%
Możliwość rozmawiania z urządzeniami, wyszukiwanie ich usterek czy też błędów, dzięki czemu może je łatwo naprawić, ale to tylko w sprzętach o mniejszym systemie skomplikowanej budowy, np.: kalkulator, latarka, zabawki napędzane na pilota. Twierdzi, że to one same jemu powiedziały jak to zrobić. Nico potrafi połączyć się z małymi urządzeniami takim jak telefon, toster czy też innymi codziennego użytku. Całkowicie nie kontroluje tego, co dzieje się z maszynami i elektroniką w jej otoczeniu. Ma wrażenie, że to dzieje się wbrew niego. Kiedy jest zadowolony, może się wydawać, że jego elektryczni przyjaciele również są. Działają bez zarzutu i chętniej kontaktują się z nim. Jednak kiedy jest smutny, zły ogólnie źle się czuje, sytuacja przedstawia się odwrotnie. Maszyny szwankują, przestają działać.
Ograniczenia mocy: wymagany jest kontakt fizyczny z danym urządzeniem tylko i wyłącznie małe nie większe niż pięść.
Limit działania: 2 posty korzystania i 6 postów na odpoczynek; Maksymalna ilość kontrolowanych urządzeń: 1

Poziom 2 31% - 65%[/i]
Domnico za pomocą urządzenia (telefonu, laptopa itp.) połączenie siecią potrafi się łączyć z innymi urządzeniami. Które nie są przy nim np. namierzyć telefon delikwenta, używając myśli: ,,Znajdź telefon XZV" w jego telefonie pokazuje się lokalizacja danej osoby, jeśli ta osoba znajduje się 500 metrów od niego. Dotykając sygnalizatora świetlnego, potrafi manipulować światłami, zmieniając ich kolor lub zaburzając pracę, lub przeprogramować całą sieć komputerową do głosowania, która obejmuje całe miasto, w ciągu zaledwie minuty, chociaż to jego niezmiernie wyczerpuje. Ponieważ im więcej urządzeń wpływa, tym więcej traci energii. Poza tym zaczyna kontrolować swoją moc, ale bywają momenty, że ona zaczyna przejmować nad nim kontrolę w stresowych sytuacjach.
Ograniczenia mocy: urządzeniu wymaga podłączenia do sieci; przybywać okolicy 2 metrów od urządzenia, z którym chce się skontaktować, jednocześnie może komunikować się trzema urządzeniami na raz.
Limit działania: 4 posty korzystania i 3 postów na odpoczynek zależy od tego, ile energii kosztowało ją j korzystanie z mocy oraz w jakim była wtedy stanie. Maksymalna ilość kontrolowanych urządzeń: 3

Poziom 3 [i]66% - 100%

Dominico nie potrzebuje kontaktu bezpośredniego z urządzeniem; wystarczy, że przebywa w jego otoczeniu (5 m ) lub z/w nim (np. samochód). Jego moc wydaje się silniejsza, ponieważ może kontrolować więcej urządzeń (ok. 5 ). Na jego rozkaz czy polecenie urządzenia elektryczne ożywiają. Dzięki swojej mocy Nico potrafi przekazać, czego od nich oczekuje.
Na przykład potrafi namierzyć telefon delikwenta już w promieniu 1,5km, a nie jak to było na poprzednim poziomie z 500 metrów. Podobnie dzieję się z urządzeniami bardziej zawansowanymi takimi jak telefony; komputery czy tym podobnym. Potrafi w nich znaleźć usterkę i ją naprawić bez najmniejszego problemu, również dotyczy ich kontroli (lub jej braku) przy włączaniu czy wyłączaniu ich działania, ewentualnie zepsucia. Kiedy poprosi sprzęt do tego przystosowane o włamanie się na urządzenia rządowe czy zabezpieczone nie zostawiając przy tym żadnego śladu, jest to możliwe, ponieważ więcej pracy wykonuje za niego maszyna. Na tym poziomie całkowicie kontroluje swoją moc i urządzenia w jej otoczeniu.
Ograniczenia mocy: urządzeniu wymaga podłączenia do sieci.
Limit działania: 6 posty korzystania i 2 postów na odpoczynek zależy od tego, ile kosztowało jej energii korzystanie oraz w jakim była wstanie. Maksymalna ilość kontrolowanych urządzeń: 5,

Skutki nadużywania mocy:
- migrena;
- zawroty głowy
- nudności
- krwotok z nosa
- utrata przytomności

Ciekawostki

■ Rozmawianie z urządzeniami jest to przejaw wyobraźni, wrażenie, że technika do mnie "mówi".
■ W swoim życiu kochałem dwie kobiety i obie straciłem szybciej niż bym tego chciał. Z pierwszą mam dwójkę synów, których widziałem może z kilka razy do czasu aż kobieta nie została zamordowana. Druga nawet zaciągnęła mnie pod ołtarz, ale nie wie, gdzie teraz jest ona i nasze dziecko. Kobieta uciekła zostawiając list i zdjęcie USG kazała mi: zapomnieć o nich. Wciąż ją kocham i nie zapomniałem nawet nie zdjąłem obrączki.
■ Jeśli chodzi o moją pracę najemnika, złodzieja czy też hakera - znany jestem jako Don Trujillo i słynne zarówno ze swojej skuteczności, jak i nieczystych zagrywek. W swojej pracy nie patyczkuje się w ich wykonywaniu i robię to, co do mniej należy za wszelką cenę. Nawet, jeśli dostane za zadanie zamordować kogoś z zimną krwią.
■ Zmieniam miejsce zamieszkania co jakiś czas i jednocześnie posiadam parę miejsc, w których wcale nie bywam. To właśnie te adresy podaje, gdy ktoś mnie pyta, a ja nie chce by znał faktyczne.
■ Mam niezwykle płytki sen. Potrafię się obudzić przez byle skrzypnięcie czy stuknięcie. Od razu sięgam wtedy po broń ukryty pod poduszką i wyostrzam swe zmysły. Gotowy jestem na każde zagrożenie.
■ Nie uznaje porażki. Zawsze wiem, czego chce i robię wszystko, aby dostać to, czego w danej chwili pragnę. Lepiej mi nie odmawiać, gdyż mogę posunąć się nawet do najbardziej okrutnych środków, by odebrać to co, według mnie należy się mi.
■ Wysoki próg bólu pozwala mi znieść naprawdę dużo. W połączeniu z moimi umiejętnościami nieukazywania emocji daje to naprawdę niezłe rezultaty jeśli chodzi o fizyczną wytrzymałość w obliczu tortur czy sparingu.
■ Zaznajomił się z programowaniem i działania różnych systemów operacyjnych czy też kodowaniem, bo chciał być jeszcze lepszy w swoich działaniach, a nie opierać się wyłącznie na swojej mocy.


The Gifted
The Gifted
Wiek postaci : 0
Rejestracja : 07/09/2022
Punkty : 488
Liczba postów : 717
https://the-gifted-pbf.forumpl.net/

Dominico Serrano Empty Re: Dominico Serrano

Nie Paź 23, 2022 6:11 pm

Karta zaakceptowana


Wiele wydarzyło się na pierwszej odsłonie The Gifted. Witamy ponownie, Dominico Serrano.
__________________________________________________________________
Za kontynuację gry Twoja postać otrzymuje następujący bonus:

  • +3% do Poziomu Mocy


Procent Mocy: 93%

Grupa krwi: 0+
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach